Końskie. Na niemieckim niszczycielu czołgów Marder III - konecczanie. Fotografia wykonana zapewne w drugiej połowie stycznia na ówczesnej ulicy 3 Maja. Ze zbioru kopii fot. klubu fotograficznego ATUT - fot. udostępnił Marian Chochowski |
Część żandarmów uciekała przez nasze ogrody. Ja po 2 dniach zobaczyłem przez sztachety naszego ogrodu w ogrodzie pana Stanisława Wodzinowskiego kilkanaście porzuconych, rozmaitych odznak i orderów niemieckich, które leżały na ziemi porzucone przez żandarmów. Nie wiem co się z nimi stało.
Wyniosła wieża naszego kościoła parafialnego poszarpana pociskami z czołgów. Gmach żandarmerii gęsto postrzelany, a balkony pozrywane. Okazały pomnik Chrystusa Króla przy zbiegu ulic Zamkowej i Tarnowskich - strzaskany do cna! To już musieli strzelać „panowie niewierzący”. Wiele roboty mieli strażacy z gaszeniem kamienicy Królikiewiczów przy ul. Zamkowej. Miejscami mieszkańcy zastraszeni - nie wychodzą z domów; wokół miasta słychać detonacje, odgłosy walki i duży ruch pojazdów bojowych i samochodów ciężarowych. Natomiast wielu widziałem „Warszawiaków” obładowanych zdobycznym łupem, znalezionym w samochodach i opuszczonych mieszkaniach niemieckich. Nastrój żołnierzy sowieckich - znakomity. Wprawdzie większość z nich to pijani, ale weseli i bardzo ruchliwi, szukali bimbru i dobrych butów. Do naszego mieszkania wpadł starszy, wysoki „starszyna”, nim chcieliśmy go ugościć, a on wyjął z chlebaka litrową butelkę spirytusu i tylko zażądał „stakana” (szklanki). Jednym ruchem wypił szklankę spirytusu i tylko popił zimną wodą. Na zakąskę nie miał czasu, bo spieszył „na Bierlin”.
Henryk Seweryn Zawadzki